czwartek, 19 maja 2016

I żyli krótko i nieszczęśliwie

Najgorszy początek bajki, nie? Trudno wyobrazić sobie, by stało się po tym coś dobrego. Trudno wyobrazić sobie, by cokolwiek się po takim początku stało. No i racja, nic się nie wydarzy, bo to koniec. Tyle że na początku. Mamy do czynienia z narracją wsteczną. „5×2” (Pięć razy we dwoje) to film, który mogliśmy ostatnio obejrzeć w ramach Benshi, czyli dyskusyjnego klubu filmowego w Centrum Kultury w Lublinie. I właśnie ten film jest jednym z ośmiu, w których zastosowana jest narracja wsteczna, bardzo ciekawe rozwiązanie, z którym ja spotkałam się pierwszy raz. Czechosłowacki „Happy End” (czy raczej „Stastny konec”) był pionierem tego typu narracji. Co ciekawe, w Polsce również stworzono film w tej konwencji, jest to „Matka Teresa od kotów” w reżyserii Pawła Sali, którego ja znam jako świetnego dramaturga, autora „Od dziś będziemy dobrzy”, rewelacyjnego dramatu, który znalazł się w mojej ulubionej antologii Romana Pawłowskiego – „Pokolenie porno i inne niesmaczne utwory teatralne”. Jeśli film jest tak samo dobry jak dramat, to śmiało mogę polecić, sama pewnie niebawem po niego sięgnę. Ale to trzeba mieć nastrój na tak trudne tematy.

Wracając do „5×2”, reżyserem jest François Ozon, znany chociażby z „8 kobiet”, które również mogliśmy obejrzeć w Benshi. Czemu pięć i czemu we dwoje? Czemu krótko i czemu nieszczęśliwie? Bo jest to historia dwojga ludzi – Marion i Gilles’a. Poznajemy ich w trakcie rozwodu. I jest to jedna z pięciu scen ich krótkiego wspólnego życia. Bardzo nieszczęśliwego życia. Marion to chyba najsmutniejsza kobieta we Francji. Zaczyna się od rozwodu a kończy na ich wspólnym początku – na tym polega właśnie narracja wsteczna. Ma ona zmusić widza do myślenia, bo to nie jest łatwe wiedzieć jaki będzie koniec. Możemy utożsamić się z bohaterem i retrospektywnie przypominać sobie całe życie. A możemy po prostu poczuć się jak zwykli widzowie, którzy podglądają urywki z życia tej dwójki. Ozon przedstawia akcję w pięciu krótkich scenach, które doprowadzą nas kolejno do początku. Przeżywamy smutne i radosne chwile tej pary. Choć bardziej smutne, bo reżyser chce nam pokazać czemu to wszystko skończyło się rozwodem, chce usprawiedliwić jakby to właśnie wyjście. Trochę się wygadałam, że Marion nie była nigdy szczęśliwa. Miała bardzo dziwną noc poślubną, tak samo jak bardzo dziwną noc porozwodową. Nic w jej życiu nie szło tak jak być powinno. W jej najważniejszych chwilach zawsze kogoś brakowało. Przez pokazanie głównie emocji i przeżyć kobiety, bardziej się z nią utożsamiamy, bardziej jej współczujemy niż jemu, wydaje się, że to tylko ona cierpi. Po początkowym fragmencie jego wręcz nienawidzimy. Choć gdy się przyjrzymy dobrze tej relacji, to zobaczymy, że i on nie ma szczęśliwego życia. Gdy będziecie oglądać, to zwróćcie uwagę na scenę, gdy on mówi jej „Kocham cię”. Zwróćcie uwagę na jej reakcję i odpowiedź. To nie było łatwe małżeństwo. Początek miłości był zły, koniec jeszcze gorszy. Film pokazuje nam właśnie, że miłość to nie jest łatwa sprawa, że nie wyjdzie nic dobrego z małżeństwa ludzi, którzy nie są ze sobą dobrze dobrani. Takie banały, prawda? Ale może Platon miał rację z tymi połówkami?
Oprócz miłości, czy raczej jej braku, film porusza także szereg innych problemów społecznych. Pojawiają się chociażby trudne relacje rodzinne, homoseksualizm czy przemoc wobec kobiet.
Godny zobaczenia, chociażby na szalenie ciekawe rozwiązanie z odwróconą chronologią.
Moja ocena: 8/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz