poniedziałek, 27 lutego 2017

Kulturalna Mapa Lublina - Klub Dom Kultury

Wielu z Was może być zaskoczonych, że w moim rankingu znajduje się klub. I to prawda, Ćma nie jest typem klubowiczki, imprezowiczki, itd. Nie zobaczycie mnie nigdy wywijającej na parkiecie, duszą dyskotekowego towarzystwa też nie jestem. A jednak na mojej liście najciekawszych miejsc w Lublinie znajduje się klub! Postaram wytłumaczyć się z tego ;) 

www.facebook.com/Domkulturylublin


W ścisłym centrum Lublina, na Krakowskim Przedmieściu, dokładnie w piwnicy jednej z kamienic mieści się jedno z najlepszych miejsc koncertowych. Moim zdaniem oczywiście. Klub ten różni się od innych tego typu miejsc tym, że panuje tam bardzo kameralny klimat. Wszystko dlatego, że to naprawdę piwnica! To tak, jakby ktoś nagle powiedział "oj, mam taką fajną piwnicę w bloku u dziadka, wejdzie tam 400 naszych znajomych, chodź zaprosimy Fisza, przyjedzie i nam zagra, a my napijemy się piwa". Pomieszczenie jest ciasne, niskie, a co za tym idzie - zbliża ludzi. Nie tylko publiczność między sobą, ale także muzycy są dosłownie na wyciągnięcie ręki. Brak barierek, odgrodzenia, czegokolwiek od sceny, sprawia, że w euforii bliskości z ukochanym muzykiem zapomina się o innych (nie oszukujmy się - sporych!) niedogodnościach. 

Dodatkowym atutem tego miejsca jest to, że profil muzyczny jest bardzo spójny i dokładnie przemyślany. Oprócz typowych imprez klubowych kilka razy w tygodniu (o których się nie wypowiem, bo nie chodzę, ale po licznych zdjęciach widać, że ludzie bawią się dobrze), to co najmniej raz w miesiącu możemy spotkać tam prawdziwe gwiazdy polskiej sceny muzycznej, rozrywkowej, ale trochę jednak z lepszej półki - byli to np. Fisz Emade Tworzywo, Skubas, Krzysiek Zalewski, Taco Hemingway, Rysy, The Dumplings, Pezet, Łona i Webber, Xxanaxx i wielu wielu innych. Koncerty są świetne, a później można spokojnie porozmawiać sobie z muzykami, wziąć autograf, zrobić zdjęcie, kupić płytę, wszystko w bardzo luźnej atmosferze, przy piwie i tańcach. Wspominam o tańcach, bo po koncertach zawsze przychodzą didżeje i zaczyna się prawdziwa impreza na parkiecie dla tych, dla których koncert to za mało zabawy. 


:) Plusy: Zapraszani muzycy. Piwniczna, klimatyczna przestrzeń. Lokalizacja. Brak barierek. Duża swoboda. 
:( Minusy: Warunki (ciasnota na koncertach, brak tlenu, zbyt mała przestrzeń jak dla tylu ludzi). Brak miejsca do siedzenia (gdyby ktoś chciał spokojnie usiąść i wypić piwko ze znajomymi między tańcami, to raczej nie tu). Nachalni klubowi fotografowie (ok, pewnie to po prostu moje uczulenie na aparat, choć wiem, że nie tylko ja jestem zdania, że po północy zdjęcia powinny być zabronione ;) )

wtorek, 21 lutego 2017

Kulturalna Mapa Lublina - Zamek Lubelski

Widok na Zamek z Placu po Farze


Tej budowli chyba nie trzeba przedstawiać. Wita on turystów wysiadających na lubelskim dworcu autobusowym, każdy go zna chociażby tylko z zewnątrz. Nie ma chyba osoby, która nie miałaby zdjęcia na tle zamku i schodów ;) Mnie kilka razy skusiło także wnętrze, a przede wszystkim to, co 
tam się dzieje. 

Znalazł się na mojej liście głównie ze względu na wystawy malarskie, ale nie należy zapominać o innych wydarzeniach tam organizowanych. Cyklicznie odbywa się tam "Kino na Zamku", również "Galeria Postaci, a są to koncerty pod przewodnictwem Jana Kondraka. Latem idealnym miejscem do tego jest dziedziniec zamkowy, z którego możemy z kolei przez cały rok oglądać panoramę północno-wschodnich dzielnic miasta. 
Wyjście z dziedzińca na Plac Zamkowy
Ciekawostką, o której wspominam każdemu odwiedzającemu mnie w Lublinie, jest to, że aż do lat 50. ubiegłego wieku na Zamku mieściło się więzienie. Przez 128 lat od 1826 roku Zamek pełnił tę niechlubną rolę, dopiero w 1954 roku stał się siedzibą Muzeum Lubelskiego w Lublinie i do dziś takie jest jego przeznaczenie.
Możemy oglądać liczne wystawy stałe, ale także czasowe - chociażby ostatnia bardzo prestiżowa kolekcja "Malarze Normandii" z płótnami takich malarzy jak Monet, Renoir czy Corot. Dla mnie wielką gratką była wystawa malarstwa Beksińskiego, której oczywiście nie mogłam przegapić, a o moim zetknięciu się oko w oko z dziełami Mistrza pisałam już tutaj


Kaplica Trójcy Świętej w zachodzącym słońcu
Każdy mieszkaniec i turysta choć raz powinien wybrać się na Zamek, by zwiedzić piękne historyczne wnętrza, z Kaplicą Trójcy Świętej na czele. Jest to wyjątkowe sakralne miejsce, jeden z najcenniejszych zabytków Lubelszczyzny. Wnętrza zamkowe wypełnione są różnymi stałymi ekspozycjami, moim zdaniem wyjątkowo ciekawe są te związane z Lubelszczyzną, ciekawe nie tylko dla etnologów, ale także dla wszystkich zainteresowanych tym jak się żyło kiedyś - jaka była moda i jak pracowali nasi przodkowie. 

:) Plusy: Dziedziniec otwarty dla każdego nieodpłatnie. Otoczenie i panorama Zamku. Zamkowy sklepik z ciekawymi pamiątkami.
:( Minusy: Przestrzeń typowo historyczna, trochę niewykorzystana pod względem oferty kulturalnej.

Projekt autorstwa Mateusza Szeląga. Możliwe, że gdyby w XIX wieku
to jemu Staszic zlecił odbudowę zniszczonego zamku, to wyglądałby on tak. Mi się podoba! ;) 

poniedziałek, 13 lutego 2017

Kulturalna Mapa Lublina - Centrum Spotkania Kultur

Spotkanie wszystkich kultur w centrum Lublina, czyli od Teatru w Budowie do Centrum Spotkania Kultur. Obowiązkowy i główny punkt na mapie kulturalnej Lublina. 






W ścisłym centrum Lublina stanął ogromny gmach, który powstawał ponad czterdzieści lat. Już nie Teatr w Budowie, teraz to Centrum Spotkania Kultur. 

Zdjęcie: Rafał Chojnacki Fotografia Architektury


Wnętrze bardzo modernistyczne, industrialne, zachowano surowe ściany, także fundamenty i zbrojenia niedoszłego teatru. Architekt (Bolesław Stelmach) chciał zachować historyczny charakter gmachu, całość jest nawiązaniem do wieloletniej budowy, stąd wrażenie, jakby ona ciągle trwała - cegły, beton, szkło, jakby instytucja była w ciągłej przebudowie, rozbudowie, jakby ciągle była otwarta na nowe pomysły. 

Ideą CSK jest łączenie różnych kultur z całego świata, stąd zapraszani artyści z różnych stron, np. Japonii, Mongolii, Afryki, itd. Bardzo dużo tam się dzieje - koncerty, wystawy, spotkania podróżnicze, filmy i wiele innych. W budynku mieści się sala operowa, filharmonia, sala teatralna, baletowa, kinowa. Jak widać - z rozmachem. 
Wraz z Centrum Spotkania Kultur Lublin zyskał także nowy plac - Plac Teatralny. Stał się on miejscem spotkań lublinian, miejscem wszystkich miejskich wydarzeń (np. strajków czy sylwestra), latem zamienia się zaś w skate park. Dla mnie jest to tzw. betonowy plac, bo króluje tam beton, a ledwo żywe jedyne drzewka posadzone są w betonowych, a jakże!, donicach. 
Oprócz betonu istotne są jeszcze dwie rzeczy - multimedialna fasada, która potrafi rozbłysnąć prawdziwą tęczą i nadać trochę kolorów w szare dni, oraz prawdziwy ogród na dachu. Stworzony jest tam cały ekosystem Lubelszczyzny - posadzone są wszystkie rośliny, które możemy spotkać powszechnie na łąkach, polach i w lasach. I co najważniejsze - hodowane tam są pszczoły! To nie lada atrakcja, te pszczoły w centrum miasta. 

Budynek jest otwarty na wszystkich, więc czasem odbywają się tam wydarzenia tzw. zewnętrzne, co generuje dodatkowe przychody, które później pozwalają na zapraszanie naprawdę wielkich gwiazd z zagranicy, jak np. Seal czy HUUN-HUUR-TU, ale także sprawia, że instytucja cały czas żyje, spełnia swoją funkcję i nie zamyka się na nikogo. Sala operowa mieści 1000 widzów, więc daje to naprawdę ogromne możliwości. 
Od niedawna w budynku mieści się także Teatr Andersena, Zatem jak widać - nazwa jest adekwatna, a idea spotkania kultur jest w pełni realizowana na każdym polu. 

 :) Plusy: Różnorodność oferty. Wielkość budynku. Plac Teatralny. Parking podziemny. Multimedialna fasada. Położenie na mapie.
:( Minusy: Obiekt jest dość ekskluzywny, więc bilety na wydarzenia często nie na kieszeń studenta. Beton. Wszędzie beton. I jeszcze trochę betonu. 


Grafika: Mateusz Szeląg. Każdy element oddaje charakter miejsca. Jest to CSK w skrócie ;) 

niedziela, 5 lutego 2017

To nie pies, to jamnik! Najbardziej intrygujące psy zasługują na własną książkę - czyli "Jamnikarium" Agaty Tuszyńskiej

Zacznę od wytłumaczenia. Bo chciałam napisać recenzję, naprawdę miałam szczere chęci i założenie, że będzie to pierwsza prawdziwa książkowa recenzja na moim blogu, bo książka to wyjątkowa i zasługiwała na to. Ale w trakcie się okazało, że typowej recenzji książki o jamnikach napisać się nie da. 

„Pewne cechy jamnicze są wspólne. Należą do nich: wyrazista osobowość, niezależność, skłonność do terroryzowania (w mniejszym lub większym stopniu) właściciela i spania w łóżku. (…) PS. Mężczyzna lubiący psy to inny gatunek mężczyzny. Mężczyzna akceptujący jamniki należy do elity”.

O tej całej elicie możemy się dowiedzieć z książki Agaty Tuszyńskiej Jamnikarium. Byli to między innymi: Andy Warhol (jamniki Amos i Archie), Melchior Wańkowicz (jamniki Żaba i Dupelek), Jarosław Iwaszkiewicz (Bimek), Vladimir Nabokov (Boks Pierwszy, Drugi, Trainy i Loulou), Antoni Czechow (Brom i Chinina), Zbigniew Hołdys (Bronek i Suseł), John Wayne (Charlie), Clark Gable (Commisioner), Krzysztof Kamil Baczyński (Dan), Gary Cooper (Dyna), Napoleon Bonaparte (Faussete, Napoleon i Grenouille), Jacek Kuroń (Filon i Saga), George Orwell (Hector), Cole Porter (Jezebel), Marlon Brando (Kurze Beiner), Jerzy Wasowski (Mufka), Stanisław Lem (liczna rodzina jamników), James Dean (Strudel) i wielu, wielu innych, nie wspominając już o licznym gronie znanych kobiet, którym także towarzyszył w życiu jamnik. Wszyscy są wymienieni w książce, także w spisie jamników na końcu lektury. 

Jamnikarium Agata Tuszyńska i Lonia, Wydawnictwo MG

„Żadnemu mężczyźnie nie powiedziałam tyle razy, że go kocham. Przecież wie. A może nie jest pewien? Może trzeba go o miłości zapewniać stale? Powtarzać, jeszcze raz i jeszcze raz? A może jedynym jej dowodem jest bezpośrednia i cielesna obecność. Niektórzy tak mają. Jamnikopodobni”. 
Bo miłość jamników jest trudna. Nie jest tak jak z innymi psami, takimi labradorami chociażby czy kundelkami, które całe są miłością. I kochają. Jak idą to kochają, jak patrzą to kochają, w każdym ich ruchu jest miłość i cały czas jakby mówią „spójrz na mnie, kocham cię!”. Ja mówię, że jamniki cechuje pogarda – albo na ciebie spojrzą, albo nie. Nie zrobią niczego, tylko dlatego, że ty tego chcesz. Daj łapę? Przynieś piłkę? No chodź do pańci na kolana? Jak będę chciał, to to zrobię. Ale i tak kochają, nie mówią tego psim językiem, ale kochają. Wyrażają to w obecności. Jamnik zawsze musi „przylegać” do swojego człowieka. Gdy leży obok, to choćby końcówką swojego długiego ciałka musi dotykać człowieka, czuć go, dawać ciepło, dawać i brać wspólne bezpieczeństwo. Kto spał z jamnikiem w jednym łóżku, ten wie jak to wygląda – jamnik leży na całym posłaniu, a ty gdzieś na samym brzeżku, że jeszcze jeden ruch i spadniesz. Bo łóżko jest jego. Człowiek jest jego. W każdym jamniczym domu, to jamnik jest królem. I mówcie sobie ile chcecie o hierarchii, rozmawiajcie z psychologami, behawiorystami, kim tam chcecie – jamnik jest królem i już. Dlatego powszechnie uważa się, że z tą specyficzną rasą poradzić sobie mogą tylko specyficzni ludzie. Ludzie silni. I mądrzy, którzy rozumieją te zależności i nie buntują się głupio przeciwko jamniczym upodobaniom. 

Książka oprócz tego, że jest kompendium wiedzy o samej rasie, jej historii i genezie, jest także potwierdzeniem, że każdy jamnik jest podobny do siebie. Czytając ją wiele razy dochodzi się do takich momentów: „o, to mój też tak miał!”. Przytoczę bardzo zabawny przykład. Towarzysze jamników (bo przecież nie właściciele ;) ) potwierdzą kiwaniem głów, a całą resztę niezaznajomioną z rasą on ubawi. Historię tę opowiadała autorka na lubelskim spotkaniu, po reakcji widowni (kiwanie głów z uśmiechem) wiem, że faktycznie mój jamnik nie był w tym odosobniony. Jamniki to wyjątkowo inteligentne psy. One bardzo dużo rozumieją. Widać to przede wszystkim w oczach i zachowaniu. Z kolei często udają, że są głuche (ja mówię, że po prostu ignorują człowieka). Mój często to pokazywał na spacerze. Ponieważ oboje nie lubiliśmy chodzić na sznurku, to nasz spacer wyglądał jak spacer, a nie wyprowadzanie się. O dziwo, był on bardzo słuchany i grzeczny, ale czasem miał mnie po prostu dość i szedł sobie nie zważając na moje wołania. Nie była to ucieczka w stronę pachnących suczek, był to po prostu powolny spacer w drugą stronę. Czasem wołałam, ale wiedziałam, że to bez sensu, bo prędzej pół osiedla się do mnie zleci, niż ten mój jamnik łaskawie odwróci chociażby tylko głowę w moją stronę. No głuchy. Ale w domu? Niech śpi najtwardszym snem pod dwiema kołdrami i kocem, ty bardzo po cichu i delikatnie otwórz lodówkę. I co? Już słyszysz tupot pazurków po podłodze, bo na lodówkę, to on ma specjalny radar, specjalne trzecie ucho wbudowane. Bo ty pewnie będziesz jadła, bez niego! Pani Tuszyńska pisze, że jej Lońka je wszystko oprócz cytryny i alkoholu. To prawda, jamniki są wszystkożerne. Wszystko oznacza wszystko, nie tylko produkty spożywcze przeznaczone dla ludzi, psów i kotów. Produkty niespożywcze także znajdują się w ich jadłospisie czasem. Najlepsze są smakołyki znalezione samemu na dworze. Albo taka kostka, co to pół roku przeleżała pod wersalką! O, jakie to pyszne, nawet z kurzu nie trzeba otrzepywać, on zje. Istny odkurzacz! PS. Mój alkohol akurat lubił, za to za kawą nie przepadał, aż go odrzucało, żeby psi pyszczek nie zaglądał na stół, wystarczyło podetknąć mu kubek z kawą. Oj, jakie świństwo, weź to ode mnie! O, dolałaś dużo mleka, może wypiję. 

I tak to właśnie na jamniczych opowieściach i wspomnieniach minęło spotkanie w Domu Słów. Było to dla mnie najmilsze i najbardziej wzruszające spotkanie na jakim byłam. Sama książka, to długo wyczekiwana obowiązkowa pozycja na mojej półce, jak i półce każdego jamnikoluba. Oprócz treści, to także pięknie wydana obszerna pozycja z licznymi grafikami, zdjęciami, rycinami, rysunkami, itd., itd. Ucieszy oko każdego miłośnika tej rasy. Mamy też miejsce na własną historię i zdjęcie naszego pupila, więc każdy egzemplarz książki będzie inny i wyjątkowy. Do tego na końcu znajduje się szczegółowy indeks wszystkich zwierząt (co ciekawe, nie po nazwisku właściciela, ale po imieniu zwierzęcia, wszak to książka o jamnikach, a nie ich ludziach!). Podobno szykuje się druga część, bo kolejni znani pasjonaci rasy się znaleźli, więc czekam niecierpliwie. I sama wypatruję wszędzie jamników.

A po spotkaniu poszłam po autograf  i po tym gdy powiedziałam, że mój ukochany
jamnik niestety nie doczekał premiery książki, dostałam taką oto przepiękną dedykację.