piątek, 3 czerwca 2016

"Słowa są wolne"

Co jest najgorsze w obecnej polskiej poezji? Polscy poeci. Tak, wiem, stawiam dosyć śmiałą tezę. Należę do tego nielicznego grona ludzi, którzy lubią czytać poezję. Ale parafrazując Szymborską, nie tak jak lubi się pomidorówkę i nie czytać, bo kazali. Czytać, bo czerpać z niej, zachwycać się, zapisywać sobie w notesiku, co lepsze wieszać na ścianie. Zapamiętywać i stawiać kolejne tomiki na półce. Mieć ulubionych poetów, mieć ulubione wiersze. Właśnie tak. Dlatego teza postawiona w pierwszym zdaniu jest śmiała i jak na mnie mocno nietypowa. Ale niestety polska poezja upadnie, zostaną z niej zgliszcza i wspomnienia. Różewicz napisał, że po Oświęcimiu nie ma już poezji, ale sam, wbrew temu, tworzył. I tworzył genialnie. Ja twierdzę, że po Różewiczu nie ma już poetów. Są pseudo-poeci, dla których poezja to zabawa. Jest np. taka pani Witkowska, która stwierdziła, że skoro sześciu jej znajomych mówi, że jej wiersze są fajne, to ona wierzy w to, że jest świetna. „Tak, tak, Ilonko, jesteś świetna” – przytaknęli jej Konrad Góra, Dawid Kasiarz, Andrzej Szpindler. To trzech, więc druga połowa jej fanów była nieobecna. Tak. Spuśćmy na to zasłonę milczenia. Albo nie, ja nie będę żadnej zasłony spuszczała, bo wiecie, ja zawsze, głupia, żyłam w przekonaniu, że jeżeli się tworzy coś, to oczekuje się odbioru, oczekuje się fanów i krytyków, to dla nich się tworzy. Bo jakbym chciała tworzyć dla siebie i swoich znajomych, to ja bym nie szła z tym do wydawcy. Tak zawsze myślałam, wychodzi ze mnie konserwatyzm i beton w myśleniu. Takie nazwiska pojawiły się na czwartkowym „Czytaniu wolności” tegorocznego Miasta Poezji. Miała być jeszcze pani Lech, ale postanowiła, że nie przyjdzie. A co! Wolna jest, więc w ramach wolności osobistej, poczyta sobie kiedy indziej, kiedy będzie chciała. Co ciekawe, zaproszeni poeci byli bardzo zdziwieni „Jak to? Mamy czytać własne wiersze? Myśmy chcieli tylko wypić piwo i zjeść coś”. Więc wierszy ze sobą nie przynieśli! Wyobrażacie sobie? „Poeci” przyszli na spotkanie poetyckie, które w nazwie miało „czytanie” i nie domyślili się, że będą czytać! No ale upór prowadzącego sprawił, że przeczytali. Jedna z komputera, drugi dzięki grzecznościowemu dostępu do poczty, trzeci z pamięci, a czwarty miał jakieś wymiędolone kartki z drukarki. Ja już się nie będę nad nimi pastwiła, co? Dajmy im spokój, niech żyją sobie w swoim świecie, niech nawet będą w nim poetami.

Ale „Czytanie wolności” zostało uratowane na drugi dzień przez ciekawie dobraną czwórkę poetów myślących. Krystyna Dąbrowska, Jacek Dehnel, Edward Pasewicz, Adam Wiedemann. I do ozdoby Joanna Lech. Ludzie oprócz tego, że piszą wiersze, to jeszcze myślą. Mają pojęcie o czym piszą, piszą o sprawach mniej lub bardziej ważnych, lepiej lub gorzej, ale przynajmniej mają własne zdanie, które potrafią w sposób poprawny przekazać. Ja wiem, że określenie „poprawny” jest tu głupie, ale w obliczu czwartkowego spotkania, poprawność jest dosyć istotną kwestią. Czwórka zaproszonych poetów, to mądrzy, świadomi ludzie, a rozmowa z nimi mogłaby toczyć się całą noc i tematy pewnie nie zostałyby wyczerpane. Prowadzący w końcu usłyszał odpowiedzi na swoje pytania: o poezji, o poetach, o wolności, o parytety, itd., itd. Odpowiedzi dosyć odważne, a co najważniejsze – bardzo ciekawe. Bardzo gorącym tematem stały się parytety w poezji. Jest ostatnio problem, że kobiety nie są zapraszane na różne festiwale poetyckie i nie dostają nagród. Młodzi poeci się burzą przeciwko temu, dyskryminacja itd. Dla mnie, samo, ostatnio nadużywane, pojęcie „dyskryminacja” jest kompletnie idiotyczne. Obecni na spotkaniu poeci, jak się okazało, podzielają mój pogląd. Poezja ma dzielić się na dobrą i złą, a nie na pisaną przez mężczyzn i kobiety. To, że kobiety nie dostają nagród, to może po prostu wina tego, że wiersze pisane przez mężczyzn są lepsze. Patrzmy na wiersze, nie na człowieka, który je napisał, bo jak zaznaczył Pasewicz, nagle możemy dojść do tego, że dyskryminowani są leworęczni, praworęczni, ci bez rąk, bez oka, blondyni, bruneci, itd., itd. „Gejaż” tylko jest wysoki, jak zaznaczył żartobliwie Dehnel ;). Dehnel w ogóle zdobył moją sympatię, ja bym mu dała jakiś puchar za uratowanie „Czytania wolności”, żeby nie powiedzieć, że całego Miasta Poezji. Wracając do parytetów, to uwaga! tutaj zdanie w końcu zabrała nasza ozdoba panelu, czyli Joanna Lech. Trochę mi jej szkoda było, bo widać było, że nie mogła się odnaleźć w tej inteligentnej dyskusji, pewnie żałowała, że nie przyszła na wczorajsze spotkanie ze swoimi rówieśnikami, tam by przynajmniej wyróżniła się pozytywnie, chociażby dlatego, że miała swój tomik wierszy. Pani Lech uważa, w przeciwieństwie do reszty, że brak kobiet i dyskryminacja ich na polskiej scenie poetyckiej to poważny problem, który powinien być jakoś zwalczony. Winę tego widzi na zewnątrz, nie wewnątrz. I to tyle jeśli chodzi o panią Joannę, bo w innych kwestiach nie miała zdania. Za to reszta poetów miała, więc dyskusji nie było końca. Jestem bardzo zadowolona z tego spotkania, uwierzyłam dzięki niemu w kondycję intelektualną polskich poetów i może jednak nie będzie tak źle. Może to był specjalny zabieg dla kontrastu? A Dehnel czarnym koniem! Zapraszajcie go częściej.

A odpowiadając na pytanie czy poeta jest wolny i czy słowa są wolne? Tak. Jeszcze tak.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz