poniedziałek, 27 czerwca 2016

Przez Podwórko do Radia, czyli Zioła w Lublinie


Radio Lublin robi naprawdę dobrą robotę jeśli chodzi o dostęp do muzyki w mieście. Czasem nas nawet rozpieszczają. Na przykład zapraszają na koncert do siebie młodego debiutanta – Piotra Ziołę. Bardzo lubię te radiowe koncerty, mają jakiś swój klimat i urok. Paradoksem jest to, że wydaje się, że jest tak bardzo intymnie, a przecież to radio! A radio to miliony (no, może przesadzam z tymi milionami ;)) słuchaczy gdzieś tam po drugiej stronie. Tak miałam podczas koncertu Skubasa w Studiu im. Agnieszki Osieckiej w Trójce, wiedziałam niby, że jestem tylko ja, muzycy na scenie i grupka znajomych obok, ale gdzieś w głowie miałam taką myśl, że tak naprawdę podsłuchuje nas bardzo bardzo wiele osób rozsianych po całej Polsce. W Radiu Lublin było inaczej, intymność była prawdziwa i faktycznie byłam tylko ja i artysta. Uroki mniejszych miast i lokalnych rozgłośni. A sala koncertowa jest naprawdę fajna, byłam pierwszy raz i nie spodziewałam się tak super miejsca z klimatem.

To tyle o urokach radia, teraz o urokach Piotra ;). Bardzo go lubię! Jest to jednocześnie jeden z tych artystów, który mi uświadamia jak bardzo stara jestem. Bo on jest taki młody! I ma taki talent! I jeszcze na dodatek tyle osiągnie w życiu, bo wie co robić i robi to dobrze. To był jego drugi koncert w Lublinie, o czym sam nawet wspominał, jednocześnie mój jego drugi koncert, bo na pierwszym też byłam. Dokładnie 6 maja uświetnił otwarcie nowego klubu (przestrzeni miejskiej?), czyli Podwórka. Bardzo mi się tamten koncert podobał. Pominę już fakt energii płynącej ze sceny, ale otoczenie, przestrzeń robi bardzo dużo. Podwórko to świetne miejsce do takich kameralnych wytępów. No i do tego ja lubię plenerowe koncerty, mam pewność, że starczy dla mnie powietrza, bo w zatłoczonych klubach to wcale nie jest takie pewne. Zdarzają się wtedy też niespodziewane sytuacje, takie jak na Podwórku – nagle zgasł prąd, zrobiło się ciemno, instrumenty nie działały, a Piotr po chwili konsternacji sięgnął po tamburyn i zaczął śpiewać „Unplugged”. Wielki szacun dla niego! Jedyny mankament plenerowych koncertów jest taki, że wszyyyyscy wszęęęędzie palą, a ja czuję się jak makrela wędzona dymem tytoniowym :(.

Debiutancka płyta Zioły „Revolving Door” jest dosyć różnorodna, ale łączy ją jedno – wszystko jest w klimacie niezłego rock’n’rolla. Takie garażowe granie (zauważyłam, że to ulubione słowo krytyków muzycznych przy młodych rockowych zespołach i zastanawia mnie czy oni faktycznie zaczynają w garażach? Bo zawsze mi się wydawało, że w Polsce są to raczej salki domów kultury, no nieważne). Akurat zespół Piotra pasuje do takiego typowego wyobrażenia młodych chłopców grających w garażu. Tylko oni wyszli już z tego garażu i robią niezły zamęt w sercach nastolatek. Tych starszych nastolatek też ;). Piotr ma świetny kontakt z publicznością, do tego wszyscy razem tworzą bardzo fajną paczkę kumpli, po których widać, że dobrze się ze sobą bawią. Z tej wspólnej zabawy wychodzi kawał naprawdę dobrej muzyki, od energicznego „Django” do spokojnego i mojego ulubionego „Safari”. Naprawdę jest czego słuchać i przy czym się bawić. Czekam na kolejną płytę, na więcej materiału, żeby koncerty były dłuższe. Jedynym, moim zdaniem, mankamentem płyty jest to, że tylko trzy utwory są po polsku. Trochę słabo, bo w polskich utworach głos Piotra naprawdę bardzo dobrze się sprawdza, fajnie byłoby posłuchać więcej takich piosenek. No ale za to dzięki tym anglojęzycznym brzmi bardziej światowo ;).





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz