środa, 9 listopada 2016

Drony nad Lublinem. Koncert zespołu Fisz Emade Tworzywo w Teatrze Starym

Nie jestem już młodym chłopakiem, jestem dorosłym dojrzałym facetem, dlatego moje teksty traktują o sprawach bliskich mi, poważniejszych, nie będę udawał młodego hip-hopowca, jakim byłem na początku swojej kariery - tak mniej więcej brzmią słowa Bartka "Fisza" Waglewskiego wypowiedziane w jednym z wywiadów. Być może przeczytałam je w "Antologii polskiego rapu". Słowa te brzmią bardzo mądrze i sensownie, świadczą o dojrzałości twórczej. Kolejne utwory potwierdzały, że nie są one rzucone na wiatr. A ostatnio słyszę coś takiego: 
Chciałbym być twoim telefonem,przy którym teraz śpisz.
Głaszczesz go i pieścisz
ustami gładzisz ekran i...
Czułam się zawiedziona i rozczarowana, mając w pamięci tamte słowa - okłamana wręcz. 
Przesłuchałam całe "Drony" - moje rozczarowanie rosło jeszcze bardziej. Postanowiłam dać jednak szansę, wybrałam się na koncert do Teatru Starego w Lublinie. 


Początki koncertu nie były dobre. Dominowała elektronika, nie słychać było żywych instrumentów, wszystko przerobione komputerowo. Czułam się jak na jakimś techno-party. Jedyne co mnie pozytywnie zaskoczyło, było to, że Fisz śpiewał tak jak robił to dotychczas, nie było tych komicznych zaśpiewów, które słyszymy na płycie. 

W końcu przyszedł czas na piosenkę "Fanatycy". Tak naprawdę dla mnie od niej zaczął się właściwy koncert. Totalna zmiana klimatu na bardziej tradycyjny, odejście od mocnej elektroniki - Emade przesiadł się na tradycyjną perkusję, Sobolewski i Pendowski wzięli do rąk gitary - w końcu dostaliśmy żywą muzykę, świetną, wszak są to świetni muzycy, sto razy lepsi od syntetyzatorów i komputerów. Słowa też w końcu poruszają ważne, aktualne tematy ("to fanatycy chcą lać benzynę na ogień"). Jest to bardzo mocny utwór, dość katastroficzny. Na płycie słyszymy dodatkowo ładne wejście smyczków, co potęguje nastrój napięcia i grozy, który słyszymy w tekście Fisza. 


Później było już tylko lepiej. Panowie grali w sposób za który ja ich uwielbiam. Był to najwyższy poziom, ten który pamiętam z koncertów promujących "Mamuta". Jego też oczywiście nie mogło zabraknąć. Usłyszeliśmy najpiękniejsze "Ślady", w nieco odświeżonej aranżacji, taneczny i energetyczny "Pył" i najbardziej rapowy "Bieg". I ta ostatnia piosenka sprawiła mi radość, ponieważ nie pamiętam jej z poprzednich koncertów, więc była dla mnie swego rodzaju nowością. 


Wracając do "Dronów". Na uwagę zasługuje przede wszystkim piosenka "Kręte drogi" - uboga tekstowo, bo składa się tylko z kilku słów powtarzanych jak mantrę, ale niosąca ze sobą ogromny ładunek emocjonalny. Jest ona mocno transowa, przenosi nas w zupełnie inny świat. Dla mnie było to niesłychanie mocne doznanie. Dzięki niej przypomniał mi się rewelacyjny koncert zespołu Voo Voo sprzed roku, w tym samym miejscu.

Jeszcze chciałam wspomnieć o innych aspektach koncertu - tych pozamuzycznych. Uwielbiam Teatr Stary, ma on swój specyficzny klimat, iście królewski. Wnętrze jest przepiękne, bogate, a jednocześnie bardzo kameralne. I tu ogromna pochwała dla zespołu - Panowie byli tak eleganccy, doskonale swoją fizycznością wpasowali się w ten anturaż, że naprawdę bardzo przyjemnie było nie tylko słuchać, ale również patrzeć. 

Fot. Dorota Awiorko. Więcej przepięknych zdjęć na oficjalnym profilu Teatru Starego na Facebooku.
Istniał ogromny kontrast między bardzo nowoczesną muzyką, a stylem retro ubioru. I ten kontrast przypadł mi do gustu. W klimacie retro zagrana była także jedna z piosenek - "Sarny". Tutaj wizja z fonią dopełniały się - było to fantastyczne przeżycie. 
Brawa należą się także za oświetlenie - piękna gra świateł wypełniająca scenę. Wyciemnienia tworzące nastrój oraz punktowce skierowane na poszczególnych muzyków - wszystko dopracowane w najdrobniejszych szczegółach. 
Niestety były także minusy techniczne tego koncertu. Od pewnego momentu sypnęło się całkowicie nagłośnienie. Było kilka piosenek, w których w ogóle nie było słychać wokalu Fisza. Instrumenty były za głośno, perkusja (choć kocham!) zagłuszała wszystko. W jednej piosence nawet myślałam, że Fisz udaje tylko, że śpiewa, że taka konwencja, a okazało się, że to jednak nagłośnieniowiec musiał przysnąć. Panowie postanowili wrócić do piosenki, od której, jak sami powiedzieli, wszystko się zaczęło, zagrali odświeżoną wersję utworu "Polepiony". Dla fanów Tworzywa jest to nie lada gratka. I jednocześnie dla mnie ogromne rozczarowanie. Bo mniej więcej w połowie zorientowałam się co to za piosenka. Powiedzieć, że słyszałam co drugie słowo, to za dużo, bo z całej piosenki słyszałam może ze dwa słowa, całą resztę musiałam sobie sama dośpiewać w myślach. I miejsce na którym siedziałam (górny balkon) wcale nie miało tu znaczenia, bo wiem, że w innych częściach sali była podobna niesłyszalność. Poza tym mam już za sobą koncert na balkonie i wtedy nie było tak źle. Myślę, że tutaj coś/ktoś zawiódł. Trochę szkoda. 

Po koncercie, skądinąd świetnym, zdania o "Dronach" nie zmieniłam - dla mnie to największe rozczarowanie tej jesieni. Jednak zachęcam Was do posłuchania, może Wy odkryjecie w tej płycie to, co mi gdzieś umknęło. Podzielcie się swoim zdaniem, może mnie przekonacie, polemika mile widziana. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz