piątek, 21 kwietnia 2017

"O zgubnym wpływie wyższych uczuć" Bukartyka, czyli jakich to mamy dobrych muzyków w Polsce.

Większość wszystkich utworów na świecie to piosenki o miłości. Jak napisać na ten temat, żeby nie było ckliwie, kiczowato, nudno? Nie jest to łatwe, ale da się. Dowodem jest twórczość Piotra Bukartyka. On też pisze o miłości, a jakże, ale raczej o tej trudnej, dojrzałej czy nawet przejrzałej. Trzy lata po „Kup sobie psa” (genialnej i najlepszej na świecie, nieobiektywnym zdaniem Ćmy) na początku kwietnia 2017 roku ukazała się w końcu długo wyczekiwana siódma studyjna płyta „O zgubnym wpływie wyższych uczuć”. Już sam tytuł jest znaczący i wiele mówi.


Na krążku znajdziemy 11 piosenek plus jedną bonusową – „Myślę o Tobie”. Ten bonus to tak trochę przekornie, bo muzyka w stylu reggae (na myśl przychodzi od razu sławny i uwielbiany przez wszystkich „Sznurek”) odstaje od reszty, raczej spokojnych i poważnych melodii i temat też trochę przekorny, bo „Myślę o tobie kiedy to robię”, czyli utwierdzenie ukochanej, że co by się nie działo, to on zawsze myśli. Stylistyka i dowcip dla mnie taki typowo Bukartykowy, widać to chociażby w tej frazie, przy której trudno się nie uśmiechnąć: „zwykle jestem zbyt zajęty, by ci prawić komplementy. I o tym tej piosenki dźwięki, że choć w komplementach jestem cienki, to myślę o tobie kiedy to robię”. No, czyli te uczucia nie zawsze takie zgubne. 

Nie będę opisywała wszystkich piosenek, kupcie płytę, posłuchajcie, zobaczcie sami. O kilku jednak napisać trzeba. 

„I nawet mam już ten dom, a że nie mój to był sen, trochę brak cię kolego, gdy gości rozlega się śpiew. Więc może zajrzysz w tę noc? Może chwilę zostaniesz, jeden z cieni na ścianie, gdy do ognia dołoży się drew.” 
Taki hołd Bukartyk złożył Wojciechowi Belonowi w 30 rocznicę śmierci. Piosenkę "Nawet mam już ten dom" usłyszeliśmy w porannym trójkowym programie w 2015 roku i wiadome już wtedy było, że trafi ona na płytę. Postać Belona znana jest przede wszystkim wielbicielom piosenki studenckiej, poetyckiej, turystycznej - muzyk był współzałożycielem zespołu Wolna Grupa Bukowina. Zmarł przedwcześnie, co było wielką stratą dla wszystkich, powstawało wiele piosenek na jego cześć i jedną z najpiękniejszych stworzył właśnie Bukartyk. Jest to tęsknota za dawnymi czasami i chęć, by choć raz jeszcze można było się spotkać, porozmawiać, pośpiewać, popić razem. Przede wszystkim jest to bezpośredni zwrot do kolegi, zaproszenie do odwiedzin, muzyk opowiada jak jest teraz: „dziś ten starszy to ja, choć i tak w sumie mało się zmieniam (…) Za to w kraju tych zmian, choć czy zawsze na lepsze, to nie wiem. Nawet pije się mniej, teraz w modzie piguły na stres”. Także wspomina jak było wtedy: „dwie gitary, litr wódki i noc przegadana do świtu (…) Twoich wypraw historie, co z trudem mieściły się w głowie, kiedy tu skuty lodem kraj cały zamknięty na klucz. Znakomite toasty, co wyjść mogą tylko na zdrowie. Chociaż gdzieś tam się wie, że taka noc nie powtórzy się już”. I tak to przy spokojnych dźwiękach gitary snuje się ta opowieść, monolog, choć w sumie rozmowa z przyjacielem. Słuchamy z zainteresowaniem, jednak wszystkiego nie da się opowiedzieć, zatem: „opowiadać by długo, więc pewnie dokończę u ciebie. Gdy już dowiem się sam gdzie to jest, jeśli w ogóle jest”. Potrzeba takich piosenek, bardzo potrzeba. 

Większość płyty mówi jednak o miłości – tej dojrzałej już, nie młodzieńczej, nie początkach - bardziej końcach. Ja znam trochę tę twórczość Bukartyka i powiem Wam, że dla mnie niektóre historie z piosenek, to prologi bądź epilogi do znanych już utworów. Na przykład „Niech sobie śpi”, czy nie można powiedzieć, że to ciąg dalszy „Czego tylko chcesz”? Młoda żona, co przecież chciała tego, mąż dla którego skończył się już ten bal. I tylko życia żal, no żal. O skończonej miłości, choć już nie młodej żony, a raczej starszej kobiety, usłyszymy w „Tuszu do rzęs”. To też jest bardzo smutna piosenka. Bo o upływającym czasie, który robi swoje, a razem z nim przemija miłość. Najlepiej się po prostu z tym pogodzić, bo przejmowanie się tym nie ma sensu, jak ten tusz na rzęsach. Muzycznie jest to bardzo fajnie wyciszająca piosenka, ja ją właśnie za to lubię, emanuje z niej taki spokój. 

A na koniec opowiem o najlepszej zależności, jaką znalazłam! Pamiętacie „Kup sobie psa”? No, to tam był ten bohater, co to pogodził się już z rozstaniem, jest mu fajnie, bo ma gitarę, książki, wódkę no i oczywiście psa. I nawet może sobie rozmawiać (przez telefon!) z tą kobietą, bo już mu minęło wszystko. I wiecie co? Ten sam bohater pojawia się na tej płycie! Tylko jeszcze niepogodzony. Ona znów dzwoni („ot, tak sobie, w sumie po nic. Co ty powiesz, ach jak miło!”). Ale on nie bardzo chce z nią rozmawiać, ciągle przeżywa rozstanie, ciągle leczy kaca, a nawet zastanawia się nad samobójstwem. I dlatego uważam, że "Leje wieje" to bardzo wesoła piosenka. Przede wszystkim wesołość słyszymy w muzyce oczywiście (to są wyżyny ironii! wesoła muzyka i taki tekst, w sumie trochę o tragedii, o tym tytułowym zgubnym wpływie wyższych uczuć), ale jednocześnie tragicznym tekstem się nie przejmuję, bo przecież znam „Kup sobie psa” i wiem, że pogodzi się w końcu z tym i nawet nieźle będzie się miał. Kupił sobie psa i to właśnie dlatego ;) 

Oczywiście nie musicie wierzyć w moje nadinterpretacje, ale polecam dla zabawy poszukać sobie takich zależności w tekstach Waszych ulubionych muzyków. Ja znam dobrze wszystkie piosenki Bukartyka i dlatego pozwalam sobie na składanie różnych całości, jednocześnie zdaję sobie sprawę, że to tylko moja wyobraźnia, a czy jest w tym ziarno prawdy? Nie wiem. 

Płyta w całości jest piękna i naprawdę polecam kupić i posłuchać. Iść na koncert najlepiej. Może spotkacie tam Ćmę ;) Ja czekałam długo i jestem bardzo usatysfakcjonowana. 



Dodam jeszcze tylko, że wraz z nową płytą, nastały zmiany w zespole. Na perkusji zamiast Krystiana Majderdruta gra teraz Łukasz „Samba” Dmochewicz, nad czym ja osobiście ogromnie ubolewam. Nie, nie podważam umiejętności Dmochewicza, po prostu Majderdruta bardzo lubiłam i uważałam za mocny punkt każdego koncertu i każdej piosenki. Dlatego żal. 

A na koniec rozwiążę zagadkę z mojego Facebookowego posta. Napisałam, że pojawi się wpis o płycie z licznymi lubelskimi akcentami. Pytałam co to może być. Nikt nie zgadł, więc odpowiadam sama. Po pierwsze, Krystian perkusista jest z Lublina, a po drugie chórki w piosence „Ten sam punkt” śpiewa Kasia Łopata, która pochodzi z Lublina i która nagrała już dwie swoje solowe płyty. Pięknie śpiewa między innymi Osiecką, a w jej zespole na gitarze gra nie kto inny jak Krzysztof Kawałko. 

A po trzecie i najważniejsze – największa fanka Piotra Bukartyka mieszka w Lublinie! :D 

PS Jeśli zastanawiacie się, co będziecie robić 20 maja, to ja Wam podpowiadam, że możecie przyjechać do Lublina i spotkać się z Ćmą. Z Ćmą najlepiej spotkać się na koncercie Bukartyka i tu taka wspaniała wiadomość, że właśnie tego dnia będzie on grał w Klubie Graffiti! Czyż to nie cudownie?! Ja tam już przebieram skrzydełkami z radości i zniecierpliwienia! Do zobaczenia! Prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz